5 stycznia 2017

W Chinach nie działa google, co jeszcze jest zaskakujące?



To mnie właśnie zaskoczyło najbardziej, jakoś nie chciało mi się wierzyć, że w obecnych czasach gdzieś może nie działać google albo facebook ;-) A jednak. Nie byłoby to aż tak bardzo uciążliwe, w końcu można bez tego przeżyć nawet dłuższy czas, a znajomym można się pochwalić gdzie się było też w inny sposób lub z opóźnieniem, nie mniej jednak lepiej o tym wiedzieć wcześniej w celu chociażby wydrukowania sobie map. Człowiek jest przyzwyczajony, że z google mapą wszędzie trafi i nie zawraca sobie już głowy taką drobnostką jak zaopatrzenie się w mapy przed wyjazdem, a tu taka niespodziewajka…  Oczywiście funkcjonują chińskie odpowiedniki zarówno googla jak i facebooka, tylko oczywiście po chińsku. A mapy dostępne w hotelach pozostawiają wiele do życzenia. Są delikatnie mówiąc bardzo orientacyjne, tworzone wbrew ogólnie przyjętym zasadom kartografii, bez skali i często również po chińsku. Da się jakoś z nimi funkcjonować, jest to jednak wyzwanie i wprowadza element zaskoczenia do cełego przedsięwzięcia. Raz odcinek długości jednego centymetra okazuje się być odległością do przejścia w 5 minut, innym razem w 15 czy 20.

Prawie każde miasto, nawet niekoniecznie duże, ma metro. O ile w metropoliach jest opcja English w biletomatach, to już w mniejszych miastach tej opcji brak. System jest jednak bardzo prosty, bilety zazwyczaj kupuje się podając stację początkową i docelową, automat podaje cenę przejazdu. Ceny wahają się od 2 CNY do ok 10 CNY. 10 CNY trzeba zapłacić, jak się kilkakrotnie zmienia linie i podróżuje z jednego końca miasta na drugi, co może trwać ponad półtorej godziny. Chińczycy są też bardzo życzliwi, można poprosić o pomoc w kupieniu biletu. Warto jest mieć ze sobą mapę, żeby pokazać palcem dokąd chcemy się dostać. Po kilku takich zakupach można się już samemu bez problemu zorientować jak to działa.
Automat wyrzuca z siebie albo coś na kształt karty, albo coś na kształt żetonu, który trzeba przyłożyć do czytnika. Ważne jest, żeby tego nie zgubić, bo inaczej się z metra nie wyjdzie. Przy wyjściu jest w bramce jest otwór, w który należy żeton bądź kartę wrzucić. I bramka się otwiera. Nie wiem, co się stanie w przypadku zagubienia żetonu, na szczęście nie testowałam tego na sobie.
Przy wejściu do metra, na każdej stacji, znajdują się maszyny do prześwietlania bagażu. Zanim więc zostanie się wpuszczonym na peron trzeba wrzucić na taśmę wszystkie torby i torebki. Przebiega to w sposób bardzo sprawny.
Metro jest świetnie oznakowane, łatwo jest się przesiąść do innej linii, znaleźć odpowiednią stację. Nawet mnie nie udało się ani razu zgubić, a jeździłam metrem w trzech różnych miastach.

                                       Stacja metra w Nankinie (fot. własna)

Co mnie jeszcze zaskoczyło? Spodziewałam się, że Chińczycy będą dużo niżsi. Może to takie trochę szablonowe myślenie, ale nawet znajomi, którzy byli wcześniej w Chinach, mówili że czuli się troszkę jak Guliwer w krainie Liliputów. A ja, z moim imponującym wzrostem 162 cm wcale się tak nie czułam. Fakt, że nie jestem wielkoludem, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że średnia wzrostu nie jest taka mała. Owszem, sporo osób było mojego wzrostu, ale wielokrotnie widziałam ludzi, którzy mieli i ponad 180 cm i ponad 190. O gabarytach wszerz nie wspomnę. Nastał dobrobyt ewidentnie.

Zdarzały się też bardzo zabawne widoki. Przyznam, że po raz pierwszy widziałam pudle farbowane na różowo, normalnie na ulicach sobie chodziły, a także pudle w butach. Takich wyglądających jak buty dla lalek czy niemowlaków.

Zaskakuje też mnogość salonów fryzjerskich. Więcej jest chyba tylko barów i knajpek. Co ciekawe, ostrzyc można się także w salonie na świeżym powietrzu. 

                                      Salon fryzjerki w Suzhou (fot. własna)

  Bardzo też spodobały mi się różnego rodzaju zakazy – tutaj przykład z hotelu w Szanghaju.

                                       No nie można się bawić (fot. własna)

No i sentencje i mądrości ludowe, tudzież złote myśli urzędników, które mają zaprowadzić ład i porządek oraz umoralnić i nauczać ludność…
                                        Złote myśli znajdujące się w ogrodach Suzhou (fot. własne)

Fajny jest także zwyczaj robienia ślubnych sesji zdjęciowych w pięknych okolicznościach przyrody, a konkretnie w Szanghaju na Bundzie z widokiem na Pudong. Wieczorową porą roi się od par robiących sobie zdjęcia na tle drapaczy chmur wyłaniających się z przeciwległego brzegu rzeki. Co ciekawe, chińskie panny młode nie ubierają się na biało, tylko w czerwone suknie. Zdarzają się także suknie złote, ale dużo rzadziej. Czerwony i złoty kolor w chińskiej tradycji oznaczają szczęście, pomyślność i dostatek. Koneserzy eleganckiego obuwia będą zaskoczeni, kiedy panna młoda w pięknej sukni, z doskonałym makijażem i dopieszczoną do perfekcji fryzurą podniesie choć odrobinę rąbek sukni w celu na przykład lepszego jej ułożenia. Pod wystawnym strojem kryją się zwyczajne trampki, adidasy albo klapki.
                                        Sesje ślubne w Szanghaju (fot. własne)

Chińczycy są niewątpliwie dosyć wyluzowani, zwłaszcza ci parający się drobnym handlem. Korzystają bowiem z każdej okazji, żeby złapać chwilę drzemki pomiędzy jednym klientem a drugim.
                                        Na gwoździa (fot. własna)

                                       Na leżance (fot. własna)

A w środku wielkiego niczego, na obrzeżach miasta, spotkać można takie ładne obrazki.
                                                Gracze (fot. własna)

No i dzieci, śliczne jak wszędzie na świecie.
                                       Dziewczynka (fot. własna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz