28 kwietnia 2017

Baku - nowoczesność i przepych

Baku… Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam pojechać do tego miasta. W dzieciństwie kojarzyło mi się przede wszystkim z „Przedwiośniem” Żeromskiego, potem stało się dla mnie przedmurzem Azji i orientu, a Azerbejdżan utożsamiałam z krajem zamieszkałym przez zadziorne narody kaukaskie.

Jak się okazało, moja wizja i młodzieńcze oczekiwania niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, ale też nie jest to pierwszy kraj jaki w życiu odwiedziłam w tej części świata. Pewnie dlatego ten posmak wschodu nie był taki, jakiego kiedyś się spodziewałam.
Co nie znaczy, że się rozczarowałam, wręcz przeciwnie. Polubiłam Baku, które jest niesamowitym miejscem, stale zmieniającym się i pełnym kontrastów. Na pewno jeszcze tu wrócę, a wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że powinnam mieć okazję zobaczyć miasto w letniej odsłonie, czyli już niedługo.

Na pierwszy rzut oka widać, że włodarze kraju inwestują ogromne pieniądze w rozwój i wygląd miasta, które jest wizytówką kraju. Podobnie jak za czasów Cezarego Baryki, złoża ropy naftowej wpływają na kondycję miasta. W centrum może tego nie widać, ale wystarczy udać się wzdłuż wybrzeża w kierunku południowym, żeby się o tym przekonać. Nie odważyłabym się wykąpać w Morzy Kaspijskim w okolicach Baku, widząc dosłownie wszędzie platformy wiertnicze. Bardzo malowniczo to wygląda, woda jednak zbyt zachęcająca do kąpieli nie jest. To pewnie jest jedną z przyczyn, dla których buduje się nowoczesne parki wodne, niekoniecznie połączone z morzem, choć położone nad jego brzegiem.

Nad samą zatoką zbudowano całkiem niedawno nowoczesny, kilkukilometrowy deptak, wzdłuż którego wyrastają drapacze chmur. Promenada przypomina tą w Szanghaju, choć widoki są nieco inne. Zarówno w dzień jak i w nocy warto się przejść wzdłuż wybrzeża, nocą podziwiając świetlne iluminacje na Flame Towers, w ciągu dnia chłonąć morską bryzę.

                                                  fot. Zbigniew Opara

                                               fot. Zbigniew Opara

                                                 fot. Zbigniew Opara

                                                    fot. Zbigniew Opara

                                                   fot. Dominik Wach

                                                   fot. Zbigniew Opara

                                                 fot. Zbigniew Opara

                                                fot. Dominik Wach

Muzeum Dywanów

Właśnie przy promenadzie zlokalizowane jest niezwykle interesujące muzeum dywanów, z których Azerbejdżan słynie. Jest ono w kształcie zwiniętego w rulon dywanu, w środku zaś wystawione są wielowiekowe dzieła tkackie, ale też całkiem nowoczesne, najciekawsze są te socjalistyczne. W środku nie można robić zdjęć, czego skrupulatnie pilnuje liczny personel, depczący dosłownie zwiedzającym po piętach. Zdziwił mnie niepomiernie brak dywaników modlitewnych, bo spodziewałam się je jednak spotkać w tym miejscu. Nie było też latających dywanów, za to można było spróbować sztuki tkania dywanów za niewielką dopłatą. Bilet do muzeum kosztuje 7 AZN.

                                                 fot. Dominik Wach

                                                  fot. Zbigniew Opara

Kawiarnie

Warto wstąpić do jednej z kawiarni położonych przy promenadzie, jeśli ktoś ma życzenie poczuć się trochę jak w PRL-u. Weszliśmy po dłuższym spacerze do jednej z nich, jako że mocno wiało tego dnia i chcieliśmy się ogrzać i napić kawy. Siadamy sobie, rozglądamy za jakimś menu i kelnerem. A po chwili wjeżdża na stół legendarny zestaw obowiązkowy typu kawa i wuzetka, tylko w azerskim wydaniu. Czyli herbatka, baklawa, bakalie i baton mars. Cóż było zrobić, konsumować tylko. Okazało się, że wszyscy siedzący dookoła nas mieli dokładnie takie same zestawy, różniły się tylko obfitością zagrychy do herbatki, w zależności od liczby konsumentów przy stoliku. Cena była słona, 20 AZN za 3 osoby. Ciekawe doświadczenie, choć potem omijaliśmy tego typu przybytki szerokim łukiem.

                                                           fot. babis


Starówka

Każdy powinien też odwiedzić stare miasto Içǝrişǝhǝr, obok jest też stacja metra o tej właśnie nazwie. Otoczone jest murem, nie sposób więc nie trafić do niego. Cała starówka to jedno wielkie muzeum pod chmurką, pełne starych meczetów, karawanserajów, łaźni i domów. Bardzo malownicze, bardzo romantyczne i klimatyczne. Właśnie tego oczekiwałam po Baku. Nie brakuje handlarzy pamiątkami, nie są jednak zbyt namolni. Warto tam właśnie zaopatrzyć się w magnesy, czapeczki, szaliczki itp., w każdym innym miejscu ceny są wyższe.






                                                            fot. Dominik Wach

Şirvanşahlar Sarayi

Koniecznie trzeba zajrzeć do kompleksu pałacowego szachów Szirwanu, który pochodzi z XV wieku. Bilet wstępu to tylko 4 AZN, a eksplorować można kilka poziomów tej budowli. Oczywiście jest on w centrum starego miasta.

                                                              fot. babis



                                                   fot. Dominik Wach



                                                 fot. Zbigniew Opara

Baszta Dziewicza

Wizytówką miasta jest niewątpliwie Baszta Dziewicza, która znajduje się na wschodnich obrzeżach starówki. Pochodzi ona aż z XII wieku, a jej fundamenty sięgają 15 metrów w głąb ziemi. Ponoć została wzniesiona tuż nad brzegiem morza, obecnie jest w znacznym oddaleniu od brzegu na skutek cofania się morza.

                                                fot. Zbigniew Opara

                                                   fot. Dominik Wach

Flame Towers

To nie Baszta Dziewicza, ale Flame Towers jednak kojarzą się wszystkim z Baku. Flame Towers to ogniste wieże, których konstrukcja była zainspirowana właśnie płomieniami. Wieże zbudowano w latach 2008 – 2011, w jednej z nich są mieszkania, w drugiej hotel a w trzeciej biurowce. Są one bardzo efektowne, widoczne praktycznie z każdej części miasta.

                                                  fot. Dominik Wach

                                              fot. Zbigniew Opara

Aleja Męczenników

Niedaleko Flame Towers, na wzgórzu, znajduje się Aleja Męczenników wraz z monumentalnym pomnikiem, w którym płonie wieczny ogień. Aleja upamiętnia „Czarny Styczeń”, czyli inwazję wojsk sowieckich na Baku, w trakcie której zginęło ponad 130 cywilów. Sowieci chcieli stłumić azerski ruch oporu i uniemożliwić uniezależnienie się kraju od radzieckiej dominacji. Miejsce te robi wrażenie i warto je odwiedzić.

                                               fot. Dominik Wach

                                                 fot. Zbigniew Opara

Tym bardziej, że z góry rozciąga się wspaniały widok na zatokę i miasto.


                                                 fot. Dominik Wach

Heydǝr Əliyev Mǝrkǝzi

Ta budowla dosłownie zwaliła mnie z nóg. Wspaniale wyeksponowany budynek pełni funkcję narodowego centrum kultury. Zbudowany w 2014 roku, mieści w sobie muzeum historii kraju, muzeum lalek, Azerbejdżan w miniaturze i wiele innych atrakcji. Jedno z nielicznych miejsc, w którym można napić się dobrej kawy! Wejście do Centrum kosztuje 15 AZN, ale zdecydowanie warto!






                                              fot. Dominik Wach


                                                 fot. Zbigniew Opara


Jak wspominałam, Baku jest miejscem kontrastów. Z jednej strony mamy nowoczesne i piękne budowle, promenady i deptaki. Jak choćby aleja zamieszczona na zdjęciach poniżej:

                                                fot. Dominik Wach


                                               fot. Zbigniew Opara

Z drugiej strony stare, zaniedbane dzielnice z wąskimi uliczkami, gdzie gołym okiem widać biedę. Choć pewnie już niedługo, miasto jest w stanie ciągłej przebudowy, a takie obrazki wkrótce będą tylko na zdjęciach.




                                                                  fot. babis


                                                         fot. Zbigniew Opara

26 kwietnia 2017

Religia w Azerbejdżanie – zwiedzamy meczety

Nie będą ukrywać, że głównymi zabytkami, jakie zwiedzałam w Azerbejdżanie były meczety. Budowle te mnie fascynują i nigdy nie odmawiam sobie przyjemności wejścia do każdego napotkanego po drodze. A meczetów w tym wspaniałym kraju nie brakuje, bo religią dominującą jest Islam. Z moich krótkich jednak obserwacji wynika, że jest to dosyć lekka odmiana tej religii, tzn naród przez dziesięciolecia panowania sowieckiego sajuza jednak stał się mniej praktykujący, czego efekty widać na każdym kroku.

Azerowie to przede wszystkim Szyici. Ktoś mniej obeznany z Islamem nie jest w stanie rozróżnić na pierwszy rzut oka, czy w danym kraju mieszkają Szyici czy Sunnici, ale już po odwiedzeniu kilku świątyń można to stwierdzić nawet bez zagłębiania się w przewodniki. Szyici w przeciwieństwie do Sunnitów mają kult świętych, pielgrzymują do miejsc pochówków słynnych postaci religijnych.

Meczety mają dla mnie coś mistycznego w sobie, może dlatego że nie jestem z Islamem tak bardzo obeznana i nie wszystko jest dla mnie jasne. Kościołów w życiu widziałam setki jak nie tysiące, meczety nadal kryją w sobie tajemnicę…

Nie ma problemu, żeby wchodzić do tych obiektów. Trzeba tylko pamiętać o pozostawieniu na zewnątrz obuwia. Przed wejściem do każdego meczetu są specjalne półki albo szafki na buty. Kobietom zalecam zakładanie na głowę chustki. Niby nie zawsze ktoś zwróci uwagę, ale warto to robić przez wzgląd na panujące obyczaje. Będąc w chustce można bowiem czasem też zajrzeć do części męskiej, a zwykle warto! Turyści, przynajmniej w Azerbejdżanie, chętnie są wpuszczani do meczetów.


Meczet Bibi Heybat w Baku

Meczet nie leży w samym Baku, lecz po drodze na wybrzeże, w kierunku południowym. Miejscowość nazywa się Szych. Aby do niego dotrzeć trzeba podjechać autobusem, choćby spod którejś stacji metra położonej w centrum miasta. Da się dojechać jednym z nowoczesnych autobusów, bilet jednak jest nieco droższy, bo to już druga strefa.

Obecny meczet został zbudowany w latach 90-tych na miejscu poprzedniego, który pochodził z XIII wieku. W meczecie znajduje się grób Ukeymy Khanum, potomkini Mahometa, córki siódmego Imama Szyickiego Musy Al Kazima. Imam ten uciekł do Baku przed gniewem kalifów. Dziś jest centrum duchowym okolicznych mieszkańców, pielgrzymują do niego kobiety mające problemy z zajściem w ciążę. Lokalna nazwa meczetu to Meczet Fatimy.

Łączy się z nim mało zabawna historia. Kiedy w 1920 roku sowieci przejęli władzę w Azerbejdżanie, zaczęli walkę z religią i niszczenie obiektów sakralnych. Ich ofiarą padła między innymi meczet Bibi Heybat. Krótko po zniszczeniu meczetu Moskwa podjęła decyzję o konieczności objęcia ochroną budowli historycznych. Dlatego też osoba, która podjęła decyzję o zniszczeniu meczetu, Azkomstaris Salamov, została zesłana na 20 lat na Syberię.

                                           Bibi Heybat we mgle (fot. Dominik Wach)


                                             w środku (fot. Dominik Wach)


                                                     bogato zdobiony (fot. babis)

                                       część przeznaczona dla kobiet (fot. babis)

                                    grobowiec córki siódmego Imama (fot. Zbigniew Opara)

                                 w części przeznaczonej dla mężczyzn (fot. Zbigniew Opara)

Meczet Taza Pir w Baku

Meczet położony jest w sercu miasta, dokoła niego leżą dzielnice zdecydowanie biedniejsze i mniej okazałe, które raczej znikną za kilka lat, bo w okolicy trwa wyburzanie starych obiektów i wznoszenie nowoczesnych bloków.
Jest niezwykle ozdobny zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Można go dojrzeć z daleka, bo jego kopuła połyskuje w słońcu złotem. Został zbudowany w 1905 roku, choć od tego czasu był i przebudowywany i remontowany.

                                                                 fot. babis

                                                                  fot. babis

                                                                 fot. babis

                                                       fot. Zbigniew Opara

                                                        fot. Zbigniew Opara

                                                                fot. Dominik Wach

                                                                fot. Dominik Wach

Meczet Sahidlik w Baku

Bardzo łatwo do niego trafić, wystarczy wjechać funikularem do góry. Dolna stacja kolejki funikular znajduje się na ulicy Neftchilar, naprzeciwko Mini Wenecji, która z kolei jest na głównym deptaku. Cena za przejazd to 0,2 AZN.
Meczet niestety był zamknięty, więc udało mi się go obejrzeć jedynie z zewnątrz, nie mniej jednak wspaniale komponuje się z Flame Towers.

                                                                 fot. Zbigniew Opara

                                                             fot. Dominik Wach

Pozostałe meczety, które odwiedziłam, były po drodze do innych, wcześniej już opisywanych miejsc, czyli w Qubie i w Şǝki:

Meczet Ardabil w Qubie

                                                                       fot. babis

Meczet Dżuma w Qubie




                                                                      fot. babis

Meczet Omara w Şǝki


                                                                                  fot. babis


Azerowie ewidentnie nie przestrzegają zasady niespożywania alkoholu, która obowiązuje w Islamie. W każdym mniejszym albo większym sklepie można kupić dowolny alkohol, choć będąc przyjezdnym najlepiej próbować trunków miejscowych, azerskich. Są bardzo dobre azerskie wina, z winogron bądź z granatów, oraz azerskie koniaki.


Koło naszego hotelu był mały sklepik lokalny, do którego zwykle udawaliśmy się wieczorami w celu uzupełnienia zapasów wody, napojów oraz zakupienia specjałów ichniejszych. Postanowiliśmy też za namową właściciela sklepu spróbować wina. Niestety nie mieliśmy otwieracza, co okazało się nie być żadnym problemem. Właściciel otworzył nam wino korkociągiem, po czym wcisnął korek tak, żeby wino nie wylało się w czasie przenoszenia go do hotelu. Dostaliśmy też plastikowe kubki. Właściciel nie był wcale zdziwiony tą sytuacją, lokalsi przebywający w sklepie też nie. Znaczy naród spożywa.