5 lutego 2019

W martwej depresji

czyli wrażenia znad Morza Martwego, gdzie było i trochę martwo i trochę depresyjnie. Ale po kolei.


Największa depresja świata, zbiornik wodny położony ponad 430 metrów poniżej poziomu morza. Zasolenie wody średnio 26%. W sensie geograficznym nie do końca jest to morze, bardziej jezioro, bo bezodpływowe, nie robi to jednak żadnej różnicy z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba. Zwał jak zwał, jest martwe i jest w depresji ;-) Brak w nim organizmów żywych, poza pławiącymi się w wodzie z gatunku homo sapiens. Osobiście nie widziałam w nim nic poza wodą i solą. Oraz oczywiście śmieciami. Tych nie brakuje.

Jest to tak naprawdę wielka, słona kałuża. Ja byłam w takim miejscu, w którym sól wytrąca się na potęgę, nie chodzi się w wodzie po skałach czy piachu, tylko po soli, która tworzy malownicze wzory. Tak samo brzeg jest w soli, a roślinność jest wybitnie uboga.

Krajobraz w miejscu, w którym doświadczałam martwości morza był bardzo depresyjny. Widać, że lata świetności w tym miejscu infrastruktura turystyczna dawno ma za sobą. Nowe kompleksy hotelowe wyparły stare, które sobie spokojnie popadły w ruinę nikogo nie interesując. 


                                                           
                                                                   okolica (fot. babis)


Generalnie w Morzu Martwym najlepiej jest ponoć popływać sobie korzystając z udogodnień któregoś z bardzo licznych hoteli. Ma to w zasadzie sens, gdyż hotele dysponują leżaczkami, stolikami, drineczkami, toaletami i przede wszystkim prysznicami. Jeśli więc ktoś ma życzenie zaznać odrobiny luksusu za niewielką opłatą (od 20 do 30 JOD za samo wejście na teren hotelu, jeśli z lunchem to nawet 40 do 50 JOD) i pounosić się na powierzchni wody, to właśnie wizyta w dowolnie wybranym hotelu jest opcją najodpowiedniejszą. Można sobie do takiego hotelu dotrzeć na własną rękę, bądź też ze zorganizowaną wycieczką. Wspominany już Jett Bus oferuje przejazdy z Ammanu nad morze, w zasadzie w miejsce od miasta oddalone najmniej. Koszt przejazdu w dwie strony to 10 JOD, ale cena nie obejmuje wejścia do hotelu oczywiście.
Nawet skłonna byłam z tej opcji skorzystać, ale okazało się, że autobus wraca do Ammanu za późno, żebym zdążyła na lot do Warszawy.

Ale tak się szczęśliwie złożyło, że spotkałam bardzo miłego rodaka, który również chciał sprawdzić, czy faktycznie nie da się utopić w Morzu Martwym. I tak się doskonale złożyło, że wracaliśmy razem taksówką z przystanku Jett Busa po odwiedzeniu Petry i dogadaliśmy się w tej kwestii. Jakby tych wspaniałych zbiegów okoliczności było mało, nasz pan taksówkarz bardzo chciał następnego dnia zostać naszym prywatnym driverem na kilka godzin i zawieźć nas na plażę i załatwić jeszcze tańsze wejście do hotelu. Okazało się, że był to nasz szczęśliwy dzień, pan bowiem zgodził się odebrać nas spod naszego miejsca noclegu, zawieźć na plażę, poczekać aż zrobimy co tam chcemy z tą wodą, a następnie zawieźć nas bezpośrednio na lotnisko. I za całą tę operację zainkasował tylko 35 JOD (w podziale na pół cena bardzo dobra, zwłaszcza że sama taksa z centrum miasta na lotnisko to koszt ok 15 JOD minimum). Oczywiście po ostrych negocjacjach ;-)

Pan taksówkarz, lat 60, okazał się być niezwykle rozmowny i opowiedział po drodze całą historię swojego życia, co też było bardzo pouczającym doświadczeniem. Dowiedziałam się, że przed wojną w Zatoce Perskiej większość ludności Jordanii pracowała w Kuwejcie. Pan ewidentnie tęsknił za starymi czasami i ubolewał nad koniecznością powrotu do kraju. Podróż ubiegała więc w miłej atmosferze, po drodze zatrzymał się w sklepie, żebyśmy mogli kupić wodę za normalną cenę.Oraz żeby pokazać nam, gdzie to znajduje się poziom morza.


                                                                sea level (fot. babis)

Współtowarzysz tego dedykowanego wypadu udał się pływać do hotelu, ja z moim synem zaś postanowiliśmy postawić na dzikość i poszliśmy w kierunku wskazanym przez taksówkarza. Miało być gdzieś hen za hotelem miejsce, w którym da się zejść do wody. I było, wcale nie jakoś daleko, jedynie 10 minut drogi pieszo. No ale jak wiadomo Jordania to jeden z tych krajów, w którym chodzenie pieszo zamiast jeżdżenia samochodem postrzegane jest jako dziwactwo. 












                                                                  tak było (fot. babis)


Krajobraz trochę jak po wybuchu bomby atomowej, gdzie nigdzie blaszane bungalowy, chyba dla tych, co chcą popływać na dziko, bez dopłaty. Ale żeby nie było, tak zupełnie na dziko to też nie jest proste, miejscowi pilnują i uprzejmie pytają o cel przybycia na plażę. Ja akurat pływania nie planowałam, chciałam wyłącznie nacieszyć oczy widokiem i pomacać sól oraz wodę. Syn mój postanowił jeszcze zamoczyć nogi. Nie udało się, tzn zamoczył, ale nie tylko nogi, co miało dalsze reperkusje. I tutaj właśnie okazuje się, że jednak ten prysznic by się bardzo przydał. Bo mój małoletni jakoś niepostrzeżenie zamoczył także część swoją tylnią. No spoko. Zamoczył, mówi się trudno, wyschnie. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że stężenie soli w wodzie spowoduje, iż materiał wyschnięty będzie zawierał w sobie po wyschnięciu drobinki soli. Które potem będą uwierać i obcierać co bardziej wrażliwe części ciała. No i przez to synuś musiał wracać do Polski bez bielizny, nie był w stanie założyć nawet takiej bez soli ;-)
Nie narzekał na szczęście za mocno, ogólnie mu się podobało, ale już zapowiedział, że następnym razem to on by chciał na pustynię ;-) Do zrobienia ;-)

3 komentarze:

  1. Taniocha z tym taksowkarzem, faktycznie. Niestety Jordania z morzem martwym jest w moim odczuciu na bakier. Dużo lepsza infrastruktura jest po drugiej stronie, w Ein Bokek. Plaża publiczna, strzeżona, z prysznicami i bezplatna. Za to w Jordanii slonce piekniej zachodzi, wiec dla kazdego coś miłego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Następnym razem będzie trzeba spróbować z drugiej strony ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. 22 year old Accounting Assistant IV Nathanial Kinzel, hailing from Shediac enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Gaming. Took a trip to Madara Rider and drives a Ferrari 410S. kliknij tu teraz

    OdpowiedzUsuń