Wprawdzie planowałam wyjazd tylko do Kazachstanu, ale
bliskość Kirgistanu sprawiła, że nie mogłam nie wpaść i do tego kraju choć na
krótką chwilkę…
Do Biszkeku można oczywiście dolecieć samolotem albo
przyjechać pociągiem, moja lokalizacja w kazachskiej Almaty skłoniła mnie jednak
do wyboru transportu kołowego. Z Almaty do Biszkeku jest nieco ponad 200
kilometrów, więc podróż nie jest długa, ale trzeba się nastawić na co najmniej 4
godziny jazdy. Drogi nie są jakieś rewelacyjne, a i środki lokomocji nie
pierwszej nowości.
Plan był taki, żeby z dworca autobusowego Sayran w Almaty
udać się marszrutką do Biszkeku. Nie udało się mi nawet dotrzeć do przystanku
marszrutek, bo od razy zostałam przyatakowana przez taksiarzy, którzy oferowali
całkiem rozsądną cenę, oraz podwózkę w konkretne miejsce w Biszkeku, czyli pod
hotel. Cena 2,5 tys tenge (ok 30 pln) za taką podróż w dobrze wyglądającej, dzielonej wraz z 4 innymi pasażerami taksówce, była niewiele wyższa niż cena
marszrutki. Podróż do granicy kazachsko-kirgiskiej upływała w miłej atmosferze
i na pogawędkach ze starszymi paniami, mieszkankami Biszkeku.
Przejście graniczne działa w ten sposób, że każdy przechodzi
pieszo przez granicę, samochody przejeżdżają w innym miejscu. Po kontroli i
przejściu do drugiego kraju są parkingi, na których czekają już samochody i
marszrutki. Tak też uczyniłam razem ze współtowarzyszami podróży. Kontrola
paszportowa jest sprawna, trzeba tylko pamiętać że cudzoziemcy muszą podejść do
skrajnie lewego okienka, tylko tam są obsługiwani.
Już w Kirgistanie czekała na nas niemiła niespodzianka. Po
prawie półgodzinnych poszukiwania taksówki okazało się, że zostaliśmy zrobieni
na szaro. Nasz miły pan po prostu nie przejechał nawet przez granicę i nas
zwyczajnie zostawił. Jakoś za mocno się tym nie przejęłam, bo chętnych do
podwiezienia nas nie brakowało, ale starsze panie wpadły w furię. Wsiedliśmy
wspólnie do innej taksówki i szybko zostaliśmy porozwożeni po naszych miejscach
docelowych, za dodatkową opłatą oczywiście. Nie był to majątek, kolejny 1 tys.
tenge, czyli ok 12 pln. Granica państwa oddalona jest od Biszkeku jakieś 20
kilometrów zaledwie.
Wybrany przeze mnie hotel w Biszkeku zachwycił. Może nie był
jakiś nie wiadomo jaki, ale personel i podejście do klienta niespotykane
nigdzie na świecie, nawet w pięciogwiazdkowych wypasionych i luksusowych
hotelach w Brukseli czy Waszyngtonie. Więc z czystym sumieniem polecam to
miejsce. Jest w bardzo dobrym punkcie miasta.
Villa Hotel (fot. babis)
Trzeba też było nabyć miejscową walutę, czyli somy. Kursy w
kantorach i bankach są lepsze niż te, które znajdziemy w Internecie.
Przestrzegam jednak przed wymianą nowych dolarów amerykańskich. Strasznie tam
im nie ufają. Można je wymienić, ale dostanie się tylko 99% wartości tychże.
Taka ciekawostka…
Nie polecam też wymiany na granicy, spredy są bardzo kiepskie.
Kursy soma na dzień 26 maja 2017 (fot. babis)
Zycie miasta koncentruje się wokół głównej ulicy – Chuy Avenue.
Wzdłuż niej jest większość interesujących obiektów, oraz bazary. Handel
bazarowy kwitnie, a same bazary bardzo malownicze, ogromne i zdecydowanie warte
odwiedzenia. Można nabyć po rozsądnych cenach w zasadzie wszystko, czego dusza
zapragnie. Także regionalne pamiątki, magnesy, stroje itp.
Kilka fotek z Osh Bazar:
fot. babis
Budynki rządowe i miejskie są dosyć ładne, w porze
wieczornej podświetlone, aczkolwiek tylko między godziną 20.00 a 22.00 można
zobaczyć podświetlone fontanny oraz posłuchać muzyki w okolicy placu Ala-Too.
Spacerując o różnych porach po Biszkeku napotykamy na takie widoki:
fot. babis
Kirgistan jest w krajem, w którym dominuje Islam, jego
wyznawcy stanowią 88% populacji. Drugą co do liczby wyznawców religią jest
prawosławie (10% ludności). Dlatego też w pewnym momencie uświadomiłam sobie,
że wyjazd do tego kraju w czasie Ramadanu może nie być najszczęśliwszym
pomysłem, jeśli chce się iść do knajpy coś zjeść. Nie mówiąc już nawet o
spożywaniu trunków wyskokowych. Ale okazało się, że i tu, podobnie jak w Azerbejdżanie,
religia nie wpływa aż tak bardzo na życie codzienne mieszkańców. Wszystkie bary, knajpy i restauracje są cały czas otwarte. Bez problemu o każdej porze
dnia i nocy można zjeść coś na mieście. Miejscowi podchodzili do postu w sposób
umiarkowany, zdecydowana mniejszość przestrzegała Ramadanu. A przynajmniej nie
osoby widoczne na ulicach miasta.
W Biszkeku jest bardzo dużo tanich jadłodajni oferujących
jedzenie stołówkowe, bardzo tanie, dostosowane do możliwości finansowych
mieszkańców. Za 200 somów dwie osoby spokojnie zjedzą lunch w takiej stołówce.
Dwie osoby, które nie jadają mięsa. Więc i wybór nie jest oszałamiający.
Kirgizi są zdecydowanie mięsożerni i bardzo się dziwią, jeśli ktoś mięsa nie jada.
Ale da się przeżyć, jeśli nie jest się zbyt wybrednym.
Zdecydowanie nie polecam knajp udających europejskie,
zwłaszcza włoskich. Wyobrażenie o kuchni włoskiej lokalsów nie ma nic z nią
wspólnego. Ceny bardzo wysokie a jedzenie okropne.
Za to restauracja gruzińska nie zawiodła, jeśli ktoś będzie
w Biszkeku, to gorąco ją polecam.
fot. babis
W Biszkeku warto jest obejrzeć sobór prawosławny –
Woskriesieńskij. Znajduje się przy ulicy Żibek Żołu, nie da się go nie zauważyć
idąc wzdłuż tej ulicy. Złote kopuły połyskują w słońcu z daleka. Niestety nie
było mi dane dokładnie mu się przyjrzeć, bo akurat byłam tam w niedzielę. I
akurat przyjechał patriarcha moskiewski, żeby go poświęcić. Ochrona, policja,
tajniacy, nie było mowy o zrobieniu dobrych zdjęć. Znamiennym jest fakt, że
święcono go akurat w pierwszych dniach ramadanu…
fot. babis
Meczety też są oczywiście. Meczet centralny bardzo
malowniczy, można do niego dotrzeć tą samą ulicą Żibek Żołu. Tłumów w nim
jednak nie było. Ale fakt, o zachodzie słońca słychać było nawoływania muezinów
z okolicznych minaratów.
fot. babis
Droga powrotna do Almaty odbyła się już jednak marszrutką.
Nauczona doświadczeniem z nieuczciwymi taksiarzami postanowiłam przetestować i
tę opcję. Marszrutki do Almaty odchodzą z dworca zachodniego. Wystarczy zapytać
kogokolwiek na mieście, każdy wskaże drogę, tudzież dowiezie. Marszrutki w
Kirgistanie są bardzo dobrze zorganizowane, a bilety kupuje się w kasie. Jedyna
różnica dotycząca marszrutek i autobusów kursowych jest taka, że odjeżdża się,
jak marszrutka jest pełna. Trzeba więc niezmiennie uzbroić się w cierpliwość. Działa
niezawodnie i bez pudła, aczkolwiek komfort jazdy jest nieco mniejszy niż
taksówką. Ale znajomości interesujące zawiera się również i tutaj.
fot. babis
Bilet do Almaty kosztował 400 somów, czyli ok 22
plan, podróż trwała prawie 5 godzin. Korki spowodowane ulewnym deszczem nie pozwoliły
na szybsze przemieszczanie się.
W Kirgistanie jest jeszcze bardzo wiele ciekawych miejsc,
których nie udało mi się w tak krótkim czasie zobaczyć. Mam nadzieję tu wrócić
pewnego dnia, nad jezioro Issyk Kul, czy do innych miast i miasteczek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz