20 czerwca 2017

Astana - a może Celinograd?

Jakież było moje zdziwienie, kiedy lecąc samolotem z Frankfurtu do Astany, na mapach wyświetlanych na monitorach, pojawiał się cały czas jako miejsce docelowe Celinograd. Zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś może nie wiem, czy Niemcy nie uznali zmiany nazwy stolicy Kazachstanu?

Nie udało mi się tego ustalić, nie mniej jednak prawa strona miasta nadal jest nazywana Celinogradem i nie została dotknięta szaloną wizją prezydenta Nazarbajewa. Życie toczy się tam zupełnie zwyczajnie, jak za dawnych lat.

Bo nie da się ukryć, że Astana jest miastem wyczesanym w kosmos. Inaczej trudno jest wyrazić to, co tam zostało zbudowane, w środku stepu, gdzie amplitudy roczne temperatur wahają się w granicach 80 stopni Celcjusza, a dobowe czasem 30stu i więcej. Cały czas też wieją tu bardzo silne wiatry.

Ale ojciec narodu kazachskiego postanowił prześcignąć wszystkich szejków arabskich razem wziętych oraz pokazać wielkość swojego klanu, z którego sam pochodzi i zaszalał architektonicznie. Astana jest stolicą Kazachstanu dopiero od 20 lat, czyli 1997 roku. A rozmach, przepych i wielkość głównych obiektów robi wrażenie. Czyli można...

Byłam w Astanie w zasadzie przez kilka chwil, ale to zdecydowanie wystarczy...
Z lotniska można dostać się do centrum miasta autobusem numer 10, który kończy swój kurs na dworcu kolejowym, a także autobusem numer 12. Bilet jednorazowy kosztuje 80 tenge.

                                         Schemat linii autobusowych w Astanie (fot. babis)

W całym Kazachstanie świetnie działa uber, z którego cały czas korzystałam, zwłaszcza przemieszczając się z bagażem pomiędzy lotniskami, hotelami i dworcami marszrutkowymi. Ceny są bardzo konkurencyjne i nigdy nie zawiodłam się na tej formie transportu. Zwłaszcza podróżując w kilka osób można zaoszczędzić przede wszystkim czas. Przykładowa cena kursu uberem z lotniska na prawobrzeżną stronę miasta to wydatek rzędu 2500 tenge. a to jest kawałek, ponad 20 kilometrów.

Bo Astana korkami stoi, nie tylko Astana zresztą... Gołym okiem widać nadmiar samochodów. Jak to tłumaczył jeden miejscowy, dobrze sytuowany Kazach, posiadacz olbrzymiego samochodu terenowego z napędem na cztery koła, każdy Kazach chce mieć samochód. Jest to pokłosie wieloletniego życia w kraju niedoborów i braku dosłownie wszystkiego. Kazachowie teraz próbują sobie rekompensować to, na co nie mogli pozwolić sobie przez kilkadziesiąt lat związku sowieckiego. Nikt prawie nie jeździ komunikacją miejską, bo to wstyd. Trzeba się pokazać z jak najlepszej strony. Do tego stopnia, że normą jest branie kredytów na wielkie, luksusowe samochody, które potem stoją godzinami w gigantycznych korkach. Podobnie rzecz się ma z innymi dobrami luksusowymi. Kazachowie się zachłysnęli wolnością i możliwościami. Co jest w zasadzie zupełnie uzasadnione, w Polsce też doświadczaliśmy podobnych zjawisk...

Oczywiście nie widziałam wszystkiego, co jest w Astanie do zobaczenia, ale kilka obiektów "zaliczyłam". Wiadomo, że nie można odpuścić sobie bulwaru Nurzhol, wokół którego znajdują się perły architektury astańskiej, a na jego końcu pałac prezydencki.

Mnie od razu rzucił się w oczy budynek do złudzenia przypominający warszawski Pałac Kultury i Nauki, czyli Triumf Astana. Jest to wieżowiec, ukończony w 2006 roku, który został zainspirowany bliźniaczym budynkiem o tej samej nazwie, znajdującym się w Moskwie. Klasyka klasycyzmu socjalistycznego. wysoki na 142 metry, w środku zaś są biura, hotel, apartamenty i sklepy.

                                                    Triumf Astana (fot. babis)

Piękny jest także gmach opery, również do złudzenia przypomina budynek moskiewski.


                                                  Opera Astana (fot. babis)

Jedną z najbardziej niezwykłych budowli w Astanie jest Chan Szatyr (namiot chana), w którym mieści się centrum handlowe i rozrywkowe. Zbudowany jest z przezroczystego materiału, który zapewnia dostęp promieni słonecznych i jest jedną wielką baterią słoneczną. Mnie przypomina trochę ściętą na dole żarówkę. Choć faktycznie wielki namiot również można w nim dojrzeć.



                                                       Chan Szatyr (fot. babis)

W środku są nawet kolejki górskie dla dzieci i inne atrakcje umożliwiające spokojne zakupy rodzicom posiadającym dzieci. Inna sprawa, że to nie są tanie rzeczy...

Spod centrum handlowego rozpościera się panorama na nowoczesną Astanę, a zwłaszcza na bramę prowadzącą wprost na bulwar Nurzhol.

                                                       Panorama (fot. babis)

Widać też ufundowany przez przez emira Kataru Meczet Nur Astana, który połyskuje w słońcu złotymi kopułami.

                                                 Meczet Nur Astana (fot. babis)

No i cóż, wędrując bulwarem oglądamy coraz to bardziej zapierające dech w piersiach budynki..


                                                   Brama z drugiej już strony (fot. babis)

Zawitałam do Astany tuż przed rozpoczęciem światowej wystawy EXPO, ale miasto już było przygotowane na przyjęcie odwiedzających.




                                                  W oczekiwaniu na EXPO (fot. babis)

Może jeszcze kilka słów o astańskiej Centralnej Sali Koncertowej, którą oddano do użytku w grudniu 2009 roku. Ściany tego futurystycznego budynku przedstawiać mają płatki rozwijającego się kwiatka, symbolizując w ten sposób dynamizm samej muzyki. Sala została w całości zbudowana z niebieskiego szkła, ja jednak widziałam ją tylko nocą, kiedy była podświetlona.

                                             Centralna Sala Koncertowa (fot. babis)

No a idąc głównym bulwarem widzimy takie cuda...


                                                    Landszafty (fot. babis)


                                 Wieża Bajterek - wjazd na górę kosztuje 500 tenge (fot. babis)


                                                     O zachodzie słońca (fot. babis)


                                                   Parlament Kazachski (fot. babis)


                                               Pałac Prezydenta Nazarbajewa (fot. babis)




                                                        Astana by night (fot. babis)

A po intensywnym zwiedzaniu trzeba koniecznie się posilić w jakiejś lokalnej jadłodajni typu fast-food, która oprócz łudzącego podobieństwa do znanej sieci amerykańskiej, na szczęście nie ma z nią nic poza znaczkiem wspólnego. Swoją drogą, ciekawe co na to właściciele loga...

                                                                   fot. babis

W tej jadłodajni byli jednak kelnerzy, bardzo dobre jedzenie w przystępnych cenach, vegeterian friendly! Tylko innostrańcy są wielką atrakcją zarówno dla obsługi lokalu, jak i jego klienteli. Można sobie uciąć pogawędkę z kim się chce, do woli. A herbata serwowana w klasycznym zaparzaczu... Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz