To mnie właśnie zaskoczyło najbardziej, jakoś nie chciało mi
się wierzyć, że w obecnych czasach gdzieś może nie działać google albo facebook
;-) A jednak. Nie byłoby to aż tak bardzo uciążliwe, w końcu można bez tego
przeżyć nawet dłuższy czas, a znajomym można się pochwalić gdzie się było też w
inny sposób lub z opóźnieniem, nie mniej jednak lepiej o tym wiedzieć wcześniej
w celu chociażby wydrukowania sobie map. Człowiek jest przyzwyczajony, że z
google mapą wszędzie trafi i nie zawraca sobie już głowy taką drobnostką jak
zaopatrzenie się w mapy przed wyjazdem, a tu taka niespodziewajka… Oczywiście funkcjonują chińskie odpowiedniki
zarówno googla jak i facebooka, tylko oczywiście po chińsku. A mapy dostępne w
hotelach pozostawiają wiele do życzenia. Są delikatnie mówiąc bardzo
orientacyjne, tworzone wbrew ogólnie przyjętym zasadom kartografii, bez skali i
często również po chińsku. Da się jakoś z nimi funkcjonować, jest to jednak
wyzwanie i wprowadza element zaskoczenia do cełego przedsięwzięcia. Raz odcinek
długości jednego centymetra okazuje się być odległością do przejścia w 5 minut,
innym razem w 15 czy 20.
Prawie każde miasto, nawet niekoniecznie duże, ma metro. O
ile w metropoliach jest opcja English w biletomatach, to już w mniejszych
miastach tej opcji brak. System jest jednak bardzo prosty, bilety zazwyczaj
kupuje się podając stację początkową i docelową, automat podaje cenę przejazdu.
Ceny wahają się od 2 CNY do ok 10 CNY. 10 CNY trzeba zapłacić, jak się
kilkakrotnie zmienia linie i podróżuje z jednego końca miasta na drugi, co może
trwać ponad półtorej godziny. Chińczycy są też bardzo życzliwi, można poprosić
o pomoc w kupieniu biletu. Warto jest mieć ze sobą mapę, żeby pokazać palcem dokąd
chcemy się dostać. Po kilku takich zakupach można się już samemu bez problemu
zorientować jak to działa.
Automat wyrzuca z siebie albo coś na kształt karty, albo coś
na kształt żetonu, który trzeba przyłożyć do czytnika. Ważne jest, żeby tego
nie zgubić, bo inaczej się z metra nie wyjdzie. Przy wyjściu jest w bramce jest
otwór, w który należy żeton bądź kartę wrzucić. I bramka się otwiera. Nie wiem,
co się stanie w przypadku zagubienia żetonu, na szczęście nie testowałam tego
na sobie.
Przy wejściu do metra, na każdej stacji, znajdują się
maszyny do prześwietlania bagażu. Zanim więc zostanie się wpuszczonym na peron
trzeba wrzucić na taśmę wszystkie torby i torebki. Przebiega to w sposób bardzo
sprawny.
Metro jest świetnie oznakowane, łatwo jest się przesiąść do
innej linii, znaleźć odpowiednią stację. Nawet mnie nie udało się ani razu
zgubić, a jeździłam metrem w trzech różnych miastach.
Co mnie jeszcze zaskoczyło? Spodziewałam się, że Chińczycy
będą dużo niżsi. Może to takie trochę szablonowe myślenie, ale nawet znajomi,
którzy byli wcześniej w Chinach, mówili że czuli się troszkę jak Guliwer w
krainie Liliputów. A ja, z moim imponującym wzrostem 162 cm wcale się tak nie
czułam. Fakt, że nie jestem wielkoludem, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że
średnia wzrostu nie jest taka mała. Owszem, sporo osób było mojego wzrostu, ale
wielokrotnie widziałam ludzi, którzy mieli i ponad 180 cm i ponad 190. O
gabarytach wszerz nie wspomnę. Nastał dobrobyt ewidentnie.
Zdarzały się też bardzo zabawne widoki. Przyznam, że po raz
pierwszy widziałam pudle farbowane na różowo, normalnie na ulicach sobie
chodziły, a także pudle w butach. Takich wyglądających jak buty dla lalek czy
niemowlaków.
Zaskakuje też mnogość salonów fryzjerskich. Więcej jest
chyba tylko barów i knajpek. Co ciekawe, ostrzyc można się także w salonie na
świeżym powietrzu.
Bardzo też spodobały mi się różnego rodzaju zakazy – tutaj
przykład z hotelu w Szanghaju.
No i sentencje i mądrości ludowe, tudzież złote myśli
urzędników, które mają zaprowadzić ład i porządek oraz umoralnić i nauczać
ludność…
Złote myśli znajdujące się w ogrodach Suzhou (fot. własne)
Fajny jest także zwyczaj robienia ślubnych sesji zdjęciowych
w pięknych okolicznościach przyrody, a konkretnie w Szanghaju na Bundzie z widokiem
na Pudong. Wieczorową porą roi się od par robiących sobie zdjęcia na tle
drapaczy chmur wyłaniających się z przeciwległego brzegu rzeki. Co ciekawe,
chińskie panny młode nie ubierają się na biało, tylko w czerwone suknie.
Zdarzają się także suknie złote, ale dużo rzadziej. Czerwony i złoty kolor w
chińskiej tradycji oznaczają szczęście, pomyślność i dostatek. Koneserzy
eleganckiego obuwia będą zaskoczeni, kiedy panna młoda w pięknej sukni, z
doskonałym makijażem i dopieszczoną do perfekcji fryzurą podniesie choć
odrobinę rąbek sukni w celu na przykład lepszego jej ułożenia. Pod wystawnym
strojem kryją się zwyczajne trampki, adidasy albo klapki.
Sesje ślubne w Szanghaju (fot. własne)
Chińczycy są niewątpliwie dosyć wyluzowani, zwłaszcza ci
parający się drobnym handlem. Korzystają bowiem z każdej okazji, żeby złapać
chwilę drzemki pomiędzy jednym klientem a drugim.
Na gwoździa (fot. własna)
A w środku wielkiego niczego, na obrzeżach miasta, spotkać
można takie ładne obrazki.
Gracze (fot. własna)
No i dzieci, śliczne jak wszędzie na świecie.
Dziewczynka (fot. własna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz