Suzhou to maleńkie, prowincjonalne chińskie miasteczko położone
na trasie między Nankinem a Szanghajem. Szybkim pociągiem z każdego z tych
miast można do niego dojechać w około godzinę. Leży w prowincji Jiangsu w
regionie Jiangnan. Nie bez kozery piszę, że jest to małe miasteczko, bo jak na
chińskie warunki dwa miliony mieszkańców to nie jest dużo.
Miasto słynie z pięknych ogrodów, pokryte jest też gęstą
siecią malowniczych mniej lub bardziej kanałów, które są żyłami i tętnicami
miasta. Jest ono bardzo dobrze znane jako punkt turystyczny wśród samych
chińczyków, którzy przyjeżdżają tu tłumnie, aby podziwiać kilkusetletnie perły
architektury krajobrazu.
Pomimo regularnej sieci kanałów trudno jest poruszać się po
mieście z użyciem tradycyjnych map. Po raz kolejny miałam wrażenie, że chińscy
kartografowie bardzo dbają o to, żeby zmylić wroga. Zdarzyło mi się iść przez
miasto po klasycznym kwadracie i to, co było po drodze, nijak miało się do
mapy. Nie mówiąc o tym, że idąc po kwadracie nie trafiałam w miejsce
rozpoczynania spaceru. Bardzo dziwne uczucie…
Miasto samo w sobie niczym nie różni się od innych, ogrody,
świątynie i atrakcje turystyczne nie są w jednym miejscu, trzeba się sporo
nawędrować żeby zobaczyć choć część z nich. Generalnie jednak większość mieści
się w historycznym centrum miasta (zawierającym w sobie także dwa centra
biznesowe, żeby nie było za łatwo), które otoczone jest fosą zewnętrzną. Dostać
się do środka można przez jedną z licznych bram. Samo miasto oczywiście ma
metro, dwie linie, linia 1 przebiega przez sam środek historycznego centrum.
Zatłoczona uliczka przy Changmen Gate (fot. własna)
Widok na kanał z Changmen Gate (fot. własna)
Mniej reprezentacyjna część miasta (fot. własna)
Na pewno warto wejść do jednego z ogrodów. Ja akurat byłam w
Ogrodzie Przebywania (Lingering Garden), położonym tuż poza centrum. Cena za
wejście to ok 35 CNY.
Chińskie ogrody są pięknie zaprojektowane i można w nich
autentycznie odpocząć. Oprócz kwiatów, drzew i krzewów mają też altanki,
świątynki oraz kawiarnie i sale wystawowe. Jeśli chodzi o kwiaty, to dominują
chryzantemy, u nas kojarzone przede wszystkim z cmentarzem. Nie brakuje też
bambusowych gajów oraz bonsai, czy też artystycznych kompozycji kwiatowych.
Chryzantemy w Lingering Garden (fot. własne)
Bonsai w Lingering Garden (fot. własne)
Bambusy w Lingering Garden (fot. własne)
Lingering Garden (fot. własne)
Liczne świątynie i pagody malowniczo komponują się z
ogrodami. Żeby zapewnić sobie szczęście, koniecznie trzeba obejść pagodę
zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Mogę mieć trochę przerąbane, bo po mojemu
jak zwykle poszłam w złą stronę…
North Pagoda & Bao’en Temple (fot. własne)
Warto też udać się na godzinny rejs barką po kanałach,
zwłaszcza po zmroku, wówczas bowiem wszystko, łącznie z drzewami, jest pięknie
podświetlone.
Ambitnie podjęłam próbę odnalezienia portu, z którego odpływają
takie barki, co wyczytałam w przewodniku. Barki miały czekać w kilku portach
położonych przy bramach (Gate) do historycznego centrum miasta. Nic bardziej
mylnego.
Polecam zamiast tułać się bezsensownie po mieście, skorzystać po
prostu z oferty licznych „biur podróży” oferujących rejsy po kanałach. Pisząc
biuro podróży, mam na myśli budki albo stoiska obecne wszędzie w centrum. Naganiacze
zachęcają bardzo przekonująco do skorzystania z ich oferty. Cena 45 minutowego
rejsu to ok 160 CNY za dwie osoby. A przeżycie jest niesamowite. Nie tyle z
powodu widoków, ile z faktu znalezienia się w zupełnie nieprzewidywalnych
okolicznościach.
Pan Chińczyk, który zainkasował pieniądze za rejs, natychmiast
zawołał kolegę, którego zadaniem było zaprowadzenie mnie do innego pana, u
którego należało poczekać 15 minut, zanim zjawił się jeszcze inny pan. Ten
ostatni ku mojemu zaskoczeniu wcale nie odprowadził mnie do portu, tylko na
parking, gdzie czekał autokar, a w nim kilkanaścioro chińskich turystów. Cóż
było robić. Wsiadać i czekać na dalsze wydarzenia. Po kolejnych 15 minutach
autokar ruszył ulicami Suzhou, a przewodnik opowiadał coś z wielkim
zaangażowaniem, oczywiście po chińsku. Przecież to mój problem, że nie rozumiem
po chińsku. Na szczęście po kolejnych 20 minutach autokar podjechał do portu. Na
pewno sama bym go nie znalazła… Rejs był bardzo przyjemny, okraszony a jakże
niekończącą się tyradą przewodnika…
Suzhou by night z perspektywy kanału (fot. własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz