W Szanghaju byłam dosyć krótko, więc nie mogę polecić zbyt
wielu atrakcji. A nie chcę posiłkować się opiniami innych, tylko własnymi. Nie
mniej jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, ze jest to miasto, które należy
zobaczyć.
Szanghaj jest ogromnym miastem, w którym mieszka ponad 21
milionów ludzi. I o dziwno nie jest to wcale odczuwalne. Nie miałam okazji
przemieszczać się po całym mieście, ale mimo wszystko spodziewałam się tłumów,
których nie spotkałam. Szanghaj położony jest na południe od Pekinu, tuż u ujścia rzeki Huangpu,
która wpada do Morza Żółtego.
Must see to
oczywiście leżące na przeciwległych brzegach rzeki Huangpu dzielnice Pudong i
Bund. Diametralnie się od siebie różnią i uosabiają różne okresy świetności
miasta.
Bund to przede wszystkim promenada, wzdłuż której podziwiać
można wspaniałe kolonialne budowle w stylu neobarokowym, klasycystycznym i art
deco. To pozostałość brytyjska, kiedy to Korona miała
swój czas świetności i rozkwitu. Tak samo imponująco wyglądają za dnia i w nocy, polecam
odwiedzenie tego miejsca zarówno wieczorem jak i w ciągu dnia, bo wrażenia są
zupełnie inne:
Bund by night (fot. własne)
Bund in the daylight (fot. własne)
Pudong zaś to typowo nowoczesna architektura. Wieżowce zostały
zbudowane w czasie kilkunastu ostatnich lat i też mają świadczyć o rozkwicie miasta i pokazywać jak wspaniale Szanghaj rozwija się gospodarczo. Panoramę
polecam podziwiać i w dziennym i nocnym świetle. Aczkolwiek imponujące
oświetlenie Pudongu jest wygaszane około godziny 23.00. Warto o tym pamiętać
wybierając się na spacer.
Pudong by night (fot. własne)
Pudong w świetle dziennym (fot. własne)
Szanghaj to miasto handlu, który kwitnie wszędzie.
Najpopularniejsza w tym względzie jest ulica Nanjing Road, gdzie mieści się
większość sklepów wszelkiej maści, zwłaszcza jednak sklepów firmowych. Ale też
pamiątki mniej lub bardziej typowo chińskie można tutaj zakupić. Nie trzeba nawet
wchodzić do sklepów, bo sprzedawcy sami zaczepiają oferując markowe zegarki,
perfumy czy torebki. Co od razu każe zastanowić się mocno nad pochodzeniem oferowanych
towarów. Tutaj przychodzą przede wszystkim turyści, dlatego też restauracje są
dużo droższe i zdecydowanie luksusowe.
Nanjing Road (fot. własne)
Ulica Nanjing Road żyje własnym życiem. Inaczej wyglądają
uliczki od niej odchodzące, gdzie nie ma już tego przepychu, tylko zwykłe
kramiki, bary i knajpki dla lokalsów. Odbijając w dowolną boczną uliczkę
wchodzimy w kompletnie inny klimat silnie kontrastujący z główną ulicą.
Boczne uliczki (fot. własne)
Wieczorową porą na Nanjing Road pojawiają się performerzy. Jedni
grają na gitarach i śpiewają pieśni, począwszy od chińskich, poprzez popularne światowe
przeboje, aż do klasyki szlagierów amerykańskich z lat 50-tych. Są też
tancerze, kuglarze, czy wirtuozi tradycyjnych instrumentów. Klimat nieziemski,
ciężko nie przystanąć… Ja tam spędzałam nawet kilka godzin, póki nie zwijali
interesu, wymiatani przez polewaczki i maszyny sprzątające.
Performerzy (fot. własne)
Warto też przejść się po mieście, żeby pooddychać
szanhajskim powietrzem i podziwiać rozmach, z jakim to miasto zostało
zbudowane oraz fantazję architektów krajobrazu.
Widokówki z Szanghaju (fot. własne)
A właśnie, nie jest
zabronione spożywanie alkoholu w miejscach publicznych. Spokojnie więc można
zakupić sobie jakiś napój mniej lub bardziej wyskokowy i następnie się nim
delektować na ławeczce z widokiem na Pudong, tudzież na skwerku z widokiem na
codzienne życie miasta…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz